sobota, 2 listopada 2013

WILLKOMMEN BEI PAUL SCHOCKEMÖHLE !

W drodze do Belgii ;)
Zeszły tydzień miałam przyjemność spędzić w stajni Paula Schockemöhle. W niedziele popołudniu spakowaliśmy kucyki i trzy osobowy team, gdzie bez wątpienia najważniejsza była Aga :) Jechaliśmy testować duże konie, a  kucyki sprzedać.
Poniedziałek i wtorek dostaliśmy całą stawkę koni. Najpierw oglądaliśmy je pod ich jeźdźcami, potem skakała Aga, potem ja sprawdzałam je na płaskim. Przeprowadziliśmy selekcję i do czwartku testowaliśmy te która najbardziej nam się spodobały. Wstępną wybraliśmy cztery konie.
Niestety, nie wszystkie konie, które dostawaliśmy były dobrze ujeżdżone, duża część odpadła przez tragiczne kopyta (pęknięcia, asymetria, sztorc były na porządku dziennym).  Zdarzały się i nakostniaki na pół nogi.

Śliczność która bała się kurtki
W środę miałyśmy wspaniałą czwórkę do własnej dyspozycji. Najpierw ja rozprężałam konie, potem wsiadała Aga. Adzia wybrała śliczną, filigranową, gniadą kobyłkę, bardzo przyjemną w skoku i lekko elektrycznego, kapitalnie ujeżdżonego wałaszka. Ja podsunęłam jej gigantycznego wałacha, który ujął mnie zadziwiającą jak na jego rozmiary lekkością, skrętnością. Był przy tym bardzo stabilny, z równą, łatwą do regulacji foulą. Drugim moim wyborem była dość brzydka klacz, do której szybko przylgnął przydomek
Kopara ( jej prawdziwie imię to Covara). Za pierwszym razem kiedy wjechała na halę nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, głowa w chmurach, impulsu brak, nie wyglądała na przyjemną do jazdy. O dziwo z siodła okazała się bardzo jezdna, szybko się uczyła, a problemy z kontaktem wynikały raczej z winy jeźdźca. Wyglądała na fajnego konia dla juniora. Szczera to chyba najlepsze określenie jaką można było ją opisać. Skakała z każdego miejsca i wszystko. A kiedy już weszła na kontakt i trochę uruchomiła zadek zyskiwała na urodzie.
Niestety pierwsza klaczka nie przeszła testu z kurtką na przeszkodzie. Kilka razy zatrzymała się z 10 metrów i ani myślała ruszyć do przodu. Reszta przeszła pomyślnie środowy sprawdzian.
Plan na czwartek wyglądał następująco: Kopara miała pochodzić tylko pode mną, mały wałaszek pod
Agnieszką, a dużego miałyśmy pojeździć pół na pół.
Pierwszy raz wyjechałyśmy z hali. Całe szczęście, że ja zaczynałam jazdę na wałachu. Pierwszy niepokojący objaw pojawił się minutę po wjeździe na ujeżdżalni. Był to odgłos paszczowy, który brzmiał mniej więcej jak kwik świnki, albo wysoko wymówione francuskie słówko "oui!!!". Po pierwszym zakłusowaniu pojawiło się jeszcze stawanie dęba, które co prawda zostało dość szybko spacyfikowane, jednak to, co było niesamowitym plusem konia mającego ponad 180cm w kłębie, czyli jego spokojny charakter, wyparowało jak kamfora.
W piątek przyjechał trener z Irlandii żeby ocenić dwójkę koni, która nam się ostała. W jego opinii wałaszek był za zielony (Aga potrzebuję konia na MEJ). Kopara skakała cały parkur, najpierw pod Adzią potem pod p.Tom'em. Odpadła z powodów zdrowotnych, zaraz po tym jak Trener zobaczył jej nogi po zdjęciu ochraniaczy. Tym samym, po 5 dniach, ze stawki około 13 koni, zrobiło się jedno, wielkie zero.

Na całe szczęście był jeszcze plan B. W sobotę wybraliśmy się do Belgii testować jeszcze jednego konia.
Kierowaliśmy się w stronę międzynarodowych zawodów, adres wpisany w GPS. Dojeżdżamy na miejsce, a tam widzimy tylko ogromny parking dla TIRów:


A gdzie zawody?! W środku! 

Wejście na teren zawodów

I widok na arenę główną

Fly away- bo tak ma na imię gniady belgijski wałach, okazał się sympatycznym, bardzo dobrze ujeżdżonym koniem. Średnich rozmiarów, miły dla oka, grzeczny i bardzo fajnie skaczący. Teraz musi tylko dobrze przejść badania :) !

Jeżeli chcecie dowiedzieć się co z kucykami, pooglądać zdjęcia i przeczytać moje refleksje odnośnie pobytu małej Polki w dużej niemieckiej stajni, zapraszam za kilka dni!

1 komentarz:

  1. Piękne imię Fly away :) Oby przeszedł testy pomyślnie. Uwielbiam czytać twojego bloga. Pokazuje mało znaną prawdę jeździectwa (wcześniejsze posty) a zdj cudowne. Ten widok na arenę. Pozazdrościć *.*

    OdpowiedzUsuń