piątek, 14 lutego 2014

Z miłości dla siebie i swoich koni

Dzisiaj Walentynki! Święto mające tylu zwolenników, ilu przeciwników. Jednak to dobry dzień, żeby zastanowić się nad miłością.
Ja chciałabym podyskutować o tej końsko-ludzkiej.

Uważam, że każdy kogo spotykamy w stajni znalazł się tam nie przypadkowo. W końcu połączyła nas wspólna pasja, zafascynowanie koniem. Co dzieje się po drodze, że czasem na ujeżdżalniach widuję się niesmaczne obrazki? Jakże częstym widokiem jest człowiek pasjonat, posiadający wymarzonego konia, który przez godzinę sfrustrowany próbuje coś ujechać. Większość z nas pewnie zaliczyła przynajmniej jedną taką jazdę.

Wracając myślami wstecz, pamiętam, że bawiła mnie każda jazda, każdy pobyt w stajni. Po drodze zdarza nam się zatracić całą frajdę. Wydaję nam się, że najważniejsze to ciągłe postępy i zapominamy, że nasze hobby przestało dawać nam radość.

Bywają dni kiedy śmieję się, że kiedyś kupię siodło westernowe i oleję wszystkie te koszmarne treningi, które wyciskają ze mnie siódme poty. Będę jeździć ku zachodom słońca, mając głęboko w nosie mój własny jeździecki progres. Jednak na chwilę obecną wciąż mam chrapkę na rozwój, ale nie chcę zapominać po co mam konia. Dlatego czasem trzeba zrobić sobie dzień przerwy i przypomnieć sobie jakie uczucie zaprowadziło nas do stajni. Poświęcić dzień na to, żeby pójść z koniem na spacer, wypić kawę podczas zachwycania się końmi na padoku.

I uważać na miłość toksyczną. Najlepszy sprzęt, pasze i trenerzy nie zastąpią koniowi porządnego wytarzania w błocie, czy powygłupiania się na padoku.





piątek, 31 stycznia 2014

"All we hear is Radio ga ga Radio blah blah Radio what's new? Someone still loves you"

W środę gościłam w studiu Radia Sygnały, studenckiej rozgłośni radiowej w Opolu. Zazdroszczę sławnym osobom opanowania przy udzielaniu wywiadów, to niezły stres! 

Kto ma ochotę posłuchać jak wyszło to osobie nie współpracującej z mediami na co dzień, niech odtworzy poniższy filmik.



Bardzo dziękuje Magdzie za zaproszenie! Było mi bardzo miło :)

niedziela, 12 stycznia 2014

Wehikuł czasu

Kto nie ma na swoim komputerze starych fotek z których kiedyś był bardzo dumny? Nie oszukujmy się, te mało korzystne zawsze lądowały w koszu! Dzisiaj będzie dużo zdjęć, mniej słów. Na pomysł napisania tego posta, skłoniło mnie zdjęcie, które ostatnio koleżanka wrzuciła mi na walla.
O takie, rok 2008:

Jako, że chciałam jej się odegrać i pamiętałam, że gdzieś w przestrzeniach internetu też mam jej stare zdjęcia, trafiłam na moją starą galerię. O kurcze! Jak ja kiedyś byłam dumna z tych zdjęć.

Przygotowałam dla was małą porcję koszmarków :)

Pierwsze zawody Karego, rok 2007, 4 letni Karol próbuje ukończyć klasę xsLL, w połowie konkursu przechodzi do kłusa i tak kończy parkur. Jeszcze ogier.


Pierwsze zawody ujeżdżeniowe (towarzyskie), chyba przedostatnie miejsce, klasa P


Ostre treningi ujeżdżeniowe!


Aby potem znowu spróbować swoich sił na amatorskich zawodach. Zaczęło się "rewelacyjnymi" kłusami pośrednimi:


A skończyło wyskoczeniem z czworoboku. I frak mi się z przejęcia rozpiął!


Mieliśmy czasy dziwnych fryzur, moich...


... I Karola



Zafascynowanie naturalem, też przeżyliśmy


I ostatnie, Karol szczupaczek




Dobrze czasem poprzęglądać archiwum! Poprawa humoru gwarantowana. Jestem ciekawa, czy za kilka lat będę się śmiać z moich aktualnych zdjęć. Mam cichą nadzieję, że tak!