wtorek, 24 września 2013

Make a wish

fot. Kacper Mucha
Długo zastanawiałam się nad tytułem dzisiejszego posta. Wahałam się pomiędzy "uważaj o czym marzysz", a "marzenia się spełniają". Stwierdziłam jednak, że sens notki znajduje się gdzieś pomiędzy, więc padło na "make a wish"

Jak każda jeżdżąca nastolatka marzyłam o posiadaniu własnego wierzchowca. Chciałam... clydesdale. I jeszcze, żeby koniecznie był wstanie pójść skoki klasy P i ujeżdżenie na tym samym poziomie ( absurdalne, wiem). Cóż plan powiódł się w 75%. W końcu mam swojego konia, który spokojnie podoła tym wymaganiom, choć to nie moja wymarzona rasa ;)

Kiedy nie byłam jeszcze nawet nastolatką marzyłam o kucyku. Pierwszy kuc z którym miałam przyjemność pracować pojawił się w moim życiu kiedy miałam lat 20. Nie okazał się jednak różowym, puchatym kucykiem pony z tęczą na zadku, a małym gniadym dynamitem. Był to też pierwszy koń, którego dostałam regularnie do jazdy, kiedy miałam już swojego konia.
Rok później "przytrafiły" się jeszcze dwa kucyki. Kapeć i Kaszelka, znane zapewne niektórym z polskich parkurów. Kapeć do dziś daje mi popalić i jest ucieleśnieniem motta: "uważaj o czym marzysz(...)" choć nie idzie mu odmówić, że jest niesamowitym skoczkiem. Cóż, jedynie Kaszelka ratuje w moich oczach całą nację tych małych paskudków ;)

Jest dzielna, skoczna i zrobi dla swojego jeźdźca co tylko w jej mocy.

Od zawsze też chciałam pracować z końmi, co na początku wydawało mi się niemożliwe. No bo jak to tak? Ani w młodzieńczych czasach nie pokazałam się na zawodach, ani nie miałam pieniędzy, żeby posiadać drugiego wierzchowca. Chyba jednak mój koń jest moją dobrą wróżką. Myślę, że dzięki pracy z Karolem niektórzy zaufali mi i ofiarowali mi swoje konie do jazdy.
4 lata temu przyjechałam do Opola z jednym własnym koniem. Na dzień dzisiejszy mam 6 koni w Ostrodze do regularnej pracy, konie przy których pomagam w chironsport.pl i oczywiście Karolka. Konie małe, duże, sportowe, rekreacyjne, młode i stare. One wszystkie codziennie uczą mnie czegoś nowego. Nie udałoby się to bez wspaniałych ludzi, którzy mi je udostępnili i trenerów, którzy pomagają mi spełnić moje największe marzenie, ale o tym trochę dalej.

fot. Kacper Mucha

Kto nie marzył o przejażdżce na fryzie? Dzięki firmie chironsport.pl mogę na co dzień pracować z tymi zwierzakami. Może sama jazda nie wywarła na mnie tego efektu "wow", który zawsze miałam w głowie. Muszę jednak przyznać, że to fantastyczne i bardzo kontaktowe konie. Sam fakt, że jestem częścią firmy, która zajmuje się stricte treningiem ujeżdżeniowym przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Przedostatnie marzenie, może nie do końca końskie, jednak bardzo mocno związane z tym tematem.
Kot Ptyś!

Zanim wyjechałam na studia musiałam w domu zostawić dwa koty. Warto tu nadmienić, że jestem totalną kociarą. Siedziałam z mamą przy stole i mówiłam, że jedyne czego pragnę to mieć przy sobie kota, bo z kotem jest dużo łatwiej w nowym mieście. Koty zawsze dają temat do rozmów z nowo poznanymi ludźmi.
 Dwa lata później zdarzyło się, że moja ówczesna trenerka wyjeżdżając z Polski zostawiła mi kota pod opiekę, na określony czas. Trochę z Ptysiem na początku toczyliśmy wojny, głównie o moje jedzenie ( kot nie uważał, że jest moje), jednak im bliżej wyjazdu tym bardziej było mi żal, że muszę go oddać. Koniec, końców w wyniku różnych przygód jest wciąż ze mną :)

Przyszedł czas na ostatnie marzenie, te największe w sferze końskiej. Na pozór prosto brzmiące: 

chciałabym nauczyć się dobrze jeździć!

Póki co marzenia się spełnia i niech spełnia się przez najbliższe kilkadziesiąt lat!

fot. Kacper Mucha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz